W sobotę rano, tj. 11. czerwca 2016 r. odeszła od nas Christina
Grimmie. Informacja o jej śmierci bardzo mną wstrząsnęła, zresztą... doskonale
wiem, że nie tylko mnie. Serce pęka na myśl o tym, co przeżywa aktualnie jej
Rodzina i przyjaciele. Szczęście w nieszczęściu, podczas całej zamieszki był z
nią jej brat Mark, który zresztą stał się w oczach internautów, policji i
Rodziny bohaterem, bowiem obronił zgromadzonych na koncercie, tj. jakieś
100-120 osób łapiąc mordercę 22-letniej gwiazdy. Zidentyfikowany już, Kevin
James Loibl popełnił samobójstwo, być może ze strachu przed czekającymi go
konsekwencjami. Podejrzewa się, że był jej psychofanem. Grimmie została
poważnie ranna po kilku celnych strzałach w głowę i od razu przewieziona do
szpitala. Po paru godzinach zmarła, gdyż nie dało się jej uratować. W Internecie
posypała się fala hashtagów #ripchristina czy #prayforchristina, na portalach
społecznościowych i popularnych aplikacjach pojawiło się wiele zdjęć z
wizerunkiem dziewczyny. Swój ogromny żal po stracie młodej gwiazdy okazali
również: Adam Levine (jej trener w "The Voice"), Demi Lovato, Nick
Jonas, Selena Gomez, Sam Behymer (w programie "The Voice" wystąpiła w
duecie z Grimmie śpiewając piosenkę "Counting Stars"), Before You
Exit (zespół występujący przed jej koncertem), oczywiście brat Mark i najlepsza
przyjaciółka, która pojawiła się na wielu filmach oraz zdjęciach Christiny -
Sarah Happlesful.
Pierwszy raz talent Grimmie mogliśmy zaobserwować w serwisie
Youtube, gdzie chętnie wstawiała swoje covery popularnych piosenek.
Zainspirowała wielu, zafascynowała swoim niewiarygodnie pięknym głosem. Po paru
latach postanowiła wziąć udział w programie "The Voice", gdzie zajęła
3. miejsce. Oprócz coverów, zaczęła tworzyć własną muzykę. Młoda, zdolna,
piękna, u początku swojej kariery, z głową pełną marzeń, pomysłów na życie,
głęboko wierząca w Boga... Jeden, nierozważny ruch spowodowany ludzką głupotą
pozbawia kogoś tak pięknego daru, jakim jest życie, odbiera wszystko w
przeciągu chwili, pozostawia nigdy nie gojącą się ranę w sercach nawet milionów
osób...
To nie pierwszy przypadek obrazujący okrucieństwo w
miejscach, w których najmniej byśmy się go spodziewali. W końcu idziemy na
koncert po to, żeby dobrze się bawić, a nie uciekać przed bronią.
*** znaczy to mniej więcej tyle co "Czasami Bóg pozwala by straszne rzeczy wydarzyły się w Twoim życiu i nie wiesz dlaczego. Ale to nie znaczy, że należy przestać Mu ufać".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że poświęcasz chwilę na to, by skomentować mój post :)