czwartek, 9 czerwca 2016

Rozwiązywanie problemów łatwiejsze niż myślisz! nr 2


Czuję, że oddaliłam się od Boga...



Wiesz, że tego pragniesz. I to bardzo mocno. Potrzebujesz Boga nawet (albo szczególnie) wtedy, gdy o tym nie myślisz. Gdy niby jesteś świadoma, ale nie przypominasz sobie w danym momencie, że bez Niego nie zrobiłabyś nawet najprostszej rzeczy – nie zjadłabyś obiadu, nie bawiłabyś się z kotem, nie chodziła do szkoły czy nawet nie oddychała. Warto dziękować Mu za nawet najmniejszy gest, uśmiech, ludzką życzliwość, za to, że żyjesz, poruszasz się, mówisz, masz obie nogi i obie ręce, myślisz normalnie i nie masz większych zmartwień. Bo tak przecież jest. Pomyśl o tych wszystkich osobach na ziemi, które borykają się z różnymi problemami, a Ciebie one nigdy nie dotknęły. I wyobraź sobie teraz, że są i tacy, którzy muszą je znosić, długo z nimi walczyć, ale nadal wierzą w Boga, ufają Jego Miłosierdziu i wierzą, że dzięki Niemu kiedyś wszystko dobiegnie końca i ich życie trafi na polanę spokoju i radości. Spróbuj o tym pomyśleć, chociaż przez chwilę. Pomyśl, ile ludzi jest prześladowanych przez wiarę, mordowanych, chociaż każdy powinien mieć prawo do swoich poglądów, opinii i wyznań. Przypomnij sobie, ile razy Chrystus podał Ci rękę, kiedy wpadłaś w tarapaty, zazwyczaj z nieprzemyślanych, zbyt pochopnych decyzji bądź innych czynników. Dziękowałaś mu za to, bo wiedziałaś, że tylko On mógł tak naprawdę wszystko doprowadzić do szczęśliwego rozwiązania. Ale potem szybko o tym zapominałaś, niedługo traktując to jak „było minęło”. A czy to nie cudowne, że Twój Tata ciągle nad Tobą czuwa, tam, na górze, chociaż go nie widzisz? Że cały czas masz przy sobie opiekuna, do którego możesz zwrócić się o pomoc jak do najlepszego przyjaciela, zwierzyć się Mu, podarować uśmiech. To Twój Tata, który daje Ci całego siebie. Pomyśl, że jest tylko na Twoją "wyłączność", że możesz spędzić z nim każdą godzinę, minutę i sekundę. Bo tak właśnie jest! On tylko czeka, aż się do niego odezwiesz, tęskni za swoją najukochańszą córką! Powiadasz, że nudzi Cię klepanie ciągle tych samych modlitw. Nie musisz tego robić! Najpierw odkryj to, co najpiękniejsze w wierze w Jedynego Boga, a kiedy ona stanie się silna, tak silna, że będziesz z siebie dumna, wtedy poczujesz, że taka forma modlitwy, którą znasz na pamięć wcale nie nudzi, ale wzbogaca Twoje wciąż zbłąkane serce. Masz ogromne chęci, one leżą w głębi Ciebie, przykryte innymi sprawami, ale przyznasz, że także lenistwem. Masz pewnie wrażenie, że połowa Ciebie chce zmiany, a druga połowa ją odrzuca, tak więc wszystko się równoważy i stoisz w miejscu. Ale co dalej? Czy jesteś gotowa wypłynąć w ocean wiary?



Co mogę zrobić?



Aby odpowiedzieć na to pytanie, musisz wiedzieć, jakich oczekujesz rezultatów po takiej "metamorfozie". To, co niewątpliwie pragniesz uzyskać, to zbliżenie się do Boga, całkowite oddanie się Jemu, pełne zaufanie, powierzenie spraw, na które on ma zdecydowanie większy wpływ niż Ty i zostawienie przez to zmartwień daleko w tyle, bo wiesz, że są w dobrych rękach [boskich rękach :)]. To również uzdrawiająca rozmowa na każdy temat i o każdej porze. Tak, w Twojej głowie pojawiła się właśnie myśl "ale przecież to monolog". Niebawem takie stwierdzenie odejdzie w cień :) Dzięki tej zmianie, jaką masz zamiar dokonać, przezwyciężasz też w pewnym sensie swoje gorsze strony, a mianowicie lenistwo. Jesteś osobą, która nie potrafi zbytnio kierować się tym, by zło przezwyciężyć dobrem. Podziwiasz tych, którzy wcielili to w swoje życie. I tak prawie zawsze, gdy ktoś postępuje wobec ciebie nie w porządku, nie masz ochoty okazywać mu jakiejkolwiek pomocy. A teraz zajrzyj do środka... Za każdą osobą tak naprawdę stoi Chrystus. To on stworzył i Ciebie i ją. Przecież gdyby każdy postępował tak jak ty, to światem rządziłoby tylko i wyłącznie zło. To trudne zadanie i nie każdy potrafi mu podołać, tym bardziej gdy odniesiesz w tym kierunku swój pierwszy "sukces", powinnaś być z siebie naprawdę dumna. Zawsze, gdy pomyślisz "nie mam ochoty jej pomagać, kiedy ona mnie tak traktuje" pamiętaj, że wady to tylko dodatek, bo bez nich życie byłoby zbyt słodkie. Spróbuj dostrzec w tej osobie jej zalety, dobre cechy odróżniające ją od innych, wysnuj refleksje na temat tego, jakie wspaniałe Dzieło stworzył Bóg. I nawet, jeśli nie bardzo masz ochotę na ofiarowanie jej pomocy, pomyśl, że to wszystko jest zapamiętane tam na górze. I czynisz to na chwałę Pana, bo po to zostaliśmy stworzeni, by nieść dobro. Wyróżnij się!

* Zacznij się modlić za coś, na czym naprawdę ci zależy. Wydaję mi się, że to na pewno będzie gnębiąca cię sprawa związana z twoimi przyjaciółmi. Oddaj ją Panu i całym sercem proś o szczęśliwe rozwiązanie. Pomyśl też o swojej Rodzinie, o zdrowiu najbliższych, o ich osobistych zmartwieniach, ale także o tych, którzy już odeszli i za którymi tak bardzo tęsknisz. Przecież wiesz, że są tacy...

* Pójdź na mszę. Przecież od dawna tego chcesz. Nie jesteś do końca [a może wcale] otwarta na działanie Chrystusa podczas Eucharystii, kiedy co niedzielę idziesz z Rodziną w to samo miejsce. Masz wtedy poczucie, że po prostu to "odbębniasz", żebyś nie odczuwała wyrzutów sumienia i by twoja niechęć nie przerodziła się w kłótnię. Wybierz kościół, do którego będziesz chciała się udać, godzinę, ubierz się ładnie. Poczuj, że twój ukochany Tata wzywa właśnie Ciebie na to wspaniałe spotkanie!

* Zacznij pomagać innym, nawet jeśli z różnych powodów nie masz na to ochoty. Spójrz na to okiem obserwatora - może coś zabiera zbyt wiele twojego czasu, a nie powinno? Może chcesz pomóc, doskonale rozumiesz czyjeś potrzeby, ale odrzucasz taki głos? A może ktoś właśnie cię zranił,. a ty, w sposób zazwyczaj naturalny dla reszty społeczeństwa, chcesz mu to odwzajemnić? Uwierz, że jeśli chcesz komuś dać nauczkę, to nie w taki sposób. Od tego jest szczera rozmowa, a "wet za wet" może tylko pogłębić konflikt. I jeszcze jedna ważna uwaga. Nie wstydź się kroków w stronę nieznajomych, bo jeśli działają one na czyjąś korzyść [a więc okazujesz pomoc], to raczej nigdy nie spotkasz się z nieprzyjemnym wzrokiem czy uwagą. To tak trochę na marginesie, bo taka nieśmiałość, która w tobie "siedzi", zabija to dobro, którym z kolei powinnaś emanować.

* Rozmawiaj z Bogiem. Zwierzaj mu się z tego, co sprawiło, że dziś się uśmiechnęłaś lub płakałaś. On chce tego słuchać! Pokaż mu swoją radość lub smutek - zrobi ci się lżej na sercu i poczujesz, że te wszystkie sprawy trafiły w naprawdę dobre ręce.

* Nie wstydź się prawdziwych znaków wiary. To chyba to, z czym naprawdę musisz się zmierzyć. Pokaż innym, że do niej należysz!


* I na koniec: dziękuj za wszystko, co spotkało Cię w ciągu dnia. Czy było to spotkanie ze znajomym, "dzień dobry" od czy do sąsiada albo też promyk słońca, ciepłe powietrze, zachód słońca, soczyście zielona trawa czy kolorowe kwiaty, a może i pochmurne niebo czy też deszcz - za wszystko bądź wdzięczna! Bo gdyby nie On, nie miałabyś niczego!!!

I jeszcze taka myśl na koniec, ode mnie :)
"Gdybyś dostał sznur, który zaprowadzi cię do nieba, zapewne trzymałbyś go tak długo, jak będzie trzeba, nawet jeśli miałbyś już trochę dość. A teraz pomyśl sobie, że ten sznur to Twoje życie." - by sunseadream



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że poświęcasz chwilę na to, by skomentować mój post :)